Po pierwsze, już nie jest "jutro". Tamto "jutro" było wczoraj...
Po trzecie wstawiam zły fanfik, to znaczy drugi, a nie pierwszy. Chociaż z drugiej strony, skoro jutro było wczoraj, to wczoraj powinnam wstawić pierwszy fanfik. Czyli zakładając, że dziś jest dzisiaj, czyli drugi dzień w kolejności, mogę wstawić opowiadanie z numerem 2. Logiczne!
No to po drugie jeszcze raz. Ten audiobook nagrywałam starym mikrofonem (taa... miał jakieś... 9 dni?), więc jakość nie jest powalająca...
Po trzecie, na osłodę tejże jakości i licznych błędów w obrabianiu nagrań nawet nie przygotowałam żadnego "making of"... No bo godzina nie za wczesna.
Po czwarte zabrakło (po autorze i tytule, jak skromnie :P) tego "czyta...". Również z powodu kiepskich zdolności technicznych. No więc czyta Kalina Żulewska, ale za wszystkie niedociągnięcia należy winić mnie, jako że to ja dowodzę całym projektem :)
Krytyka (jak zwykle) miło widziana.
Pochwały jeszcze milej.
Zresztą niezależnie od tego, czy ktoś tu w ogóle zajrzy, i tak wstawię następne...
A co tam.
Okej, okej, już koniec ględzenia o niczym...
O takich godzinach mam największą wenę :D
Choroba Maiwë
Ekhm... Ja, nieogar informatyczny, nie umiem w inny sposób tu tego włożyć. Więc powyżej macie link (mam nadzieję, że da się z niego skorzystać) a poniżej tekst.
:)
A niech to szlag, oczywiście, że to nie wszystko.
Zapomniałam o jednym - elfickim.
W tekście wszystko jest po polsku, a z elfickiego w nagraniach proszę się nie śmiać! (groźna mina). No chyba, że ktoś chciałby dać jakieś mądre wskazówki.
Wtedy można się śmiać.
Byle cicho.
"Choroba Maiwë"
CZĘŚĆ PIERWSZA: SPOTKANIE
Legolas siedział przy trzaskającym
ognisku i wsłuchiwał się w odgłosy nocy. Skutecznie utrudniało mu to chrapanie
Gimlego. Aragorn oddychał cicho i nierówno. Elf popatrzył chwilę na przyjaciół,
uśmiechając się lekko, a później pozwolił swobodnie pomknąć swoim myślom w
przeszłość, do czasów których ani jego towarzysze, ani nawet ich dziadkowie nie
mogli pamiętać. Widział miejsce, w którym się wychował, Zielony Las, jeszcze
zanim opadł na niego cień, zanim stał się Mroczną Puszczą. Widział swoją
rodzinę i przyjaciół. I widział… ją.
Był bardzo młody, kiedy się
poznali, ale byli dokładnie w tym samym wieku. Biegł przez las, daleko od domu,
nie oglądając się na boki, nie patrząc, gdzie biegnie i … wpadł na młodą elfkę.
Przeturlali się po trawie i wtedy ona
wybuchnęła śmiechem. To był dla niego… najpiękniejszy dźwięk na świecie.
Chciał, żeby się śmiała, żeby już zawsze śmiała się dla niego. Ale kiedy
wreszcie wstali i zobaczył ją w ostatnich promieniach zachodzącego słońca, w
jego głowie pojawiła się inna myśl. Wyglądała jak anioł! Krew napłynęła mu do
policzków, oczy rozbłysły, rozchylił usta w niemym zachwycie. Poczuł, że drżą
mu kolana, jakby zapomniały, jak należy stać. Był tak oszołomiony, że wydukał
tylko:
- Jesteś… piękna!
Słysząc przejęcie w jego głosie,
elfka znowu wybuchnęła śmiechem.
- Maiwë - powiedziała - Jestem
Maiwë.
- Legolas - podał jej rękę, ale ona
zamiast ją uścisnąć, złapała go drobnymi palcami i pociągnęła w las. I biegli,
biegli koło siebie, nie patrząc na nic i śmiejąc się raz po raz. Potem Maiwë
nagle się zatrzymała.
- Tu – powiedziała – Tu jest
pięknie.
Teraz Legolas ją poprowadził.
- Wiem, gdzie jest jeszcze piękniej-
i wskoczył na rozłożystą sosnę. Wspiął się po niej i pomógł wejść Maiwë.
Skakała po gałęziach jak wiewiórka, lekko jak motyl. Kiedy dotarli na szczyt
drzewa i wyjrzeli ponad liście, zaparło im dech w piersiach. Maiwë wtuliła się
w Legolasa. Bała się dużych wysokości, ale to nie było ważne. Przed nimi
rozciągały się setki mil puszczy, nad nimi latało mnóstwo złotych motyli i
błękitnych ptaków. Słońce chowało się na zachodzie, na niebie widać było
pierwsze gwiazdy.
- Tam jest Morze - dziewczyna
wskazała ręką kierunek. Legolas złapał jej dłoń. Elfka spojrzała na ich
splecione palce, później na twarz towarzysza i powiedziała:
- Chciałabym je kiedyś zobaczyć.
Legolas spojrzał w jej oczy, koloru
trawy pod nimi i odparł:
- Chciałbym zobaczyć je z tobą.
Odtąd byli razem. I nikt nie mógłby
ich rozłączyć.
CZĘŚĆ DRUGA: KSIĄŻĘ I WIEŚNIACZKA
Razem biegali po lesie. Śpiewali i
oglądali gwiazdy. Strzelali z łuku. Maiwë, choć nie uczyła się od królewskich
łuczników, była w strzelaniu niemal tak dobra, jak on. Uwielbiał patrzeć, jak
pewnie staje na nogach, jak błyskawicznie nakłada strzałę na cięciwę, jak lekko
mruży oczy i przechyla głowę odrobinę w lewo. Uwielbiał niepewny wyraz jej
twarzy, gdy strzała mknęła do celu i uśmiech, gdy perfekcyjnie trafiała. Ale
ona też uważnie go obserwowała.
- Gdzie nauczyłeś się tak strzelać?-
spytała któregoś razu.
- Ja… ja… - zająknął się Legolas.
- Jesteś Legolas Zielony Liść, syn
Thranduila! - wykrzyknęła nagle - Jesteś księciem!
- Nie! - krzyknął. Tyle razy to
słyszał. Nikt nie chciał przyjaźnić się z księciem. Jego ojciec był dobry, ale
tylko dla swoich poddanych. Interesowało go tylko jego królestwo. Tak jakby to,
co działo się poza jego granicami, w ogóle go nie dotyczyło.
- Tak - Spokojnie odpowiedziała
Maiwë. - To dobrze - dodała i odbiegła po strzały, zostawiając go po środku z
nieco głupim wyrazem twarzy. A kiedy dotarło do niego, co powiedziała, dogonił
ją i porwał w ramiona. Zakręcił nią kilka razy w powietrzu. Była lekka jak
jesienny liść. Dlaczego wtedy nie powiedział jej, że ją kocha?
CZĘŚĆ TRZECIA: CHOROBA
Żył dla niej. Nie wiedział ile to
trwało - dzień, rok, może tysiąc lat? Był wtedy najszczęśliwszy na świecie. A
jednak wciąż obawiał się powiedzieć Maiwë, co naprawdę do niej czuje. A potem
nadeszły straszne czasy. Najstraszniejsze dla niego. Najstraszniejsze dla niej.
Dziwna choroba pojawiła się w
Lesie. Chorzy najpierw słabli i tracili siły, a później szaleli. Tracili
pamięć, nie rozpoznawali nikogo. Ginęli w strasznych męczarniach, głodząc się
na śmierć, lub odbiegali w las, by nigdy nie wrócić. Król zakazał kontaktów z
chorymi. Nie można było ich dotykać, rozmawiać z nimi… mieli konać samotnie.
Nie zachorował nikt z rodziny
Maiwë. Nikt z rodziny Legolasa. Wydawało im się, że mają ogromne szczęście.
Wczesnym rankiem biegali po lesie.
Trzymali się za ręce. W pewnej chwili Maiwë upadła.
- Co się stało?- spytał Legolas.
Pomógł jej wstać.
- Nic. Ja chyba… nie wiem, to było
takie dziwne uczucie - elfka chyba się przestraszyła - jakbym nie panowała nad
własnymi nogami.
- To… to nic, pewnie się potknęłaś-
Legolas uśmiechnął się krzepiąco i pogłaskał ją po policzku, chociaż w sercu
poczuł ukłucie niepokoju. Nagle zmarszczył brwi. Z nosa Maiwë buchnęła krew.
Elfka zrobiła się śmiertelnie blada i zachwiała się. Złapał ją w ostatniej
chwili i wziął na ręce. Musiał ją zanieść do domu.
Od tamtej chwili minęło jednak trochę czasu i nic niepokojącego nie
działo się z Maiwë. Znów mogli razem biegać.
Ale ona znowu upadła. I tym razem
nie dała się podnieść.
- Ty jesteś NIM! - krzyknęła, gdy
spróbował jej dotknąć – Ty jesteś NIM!- wyglądała, jakby oszalała. Nie miała
siły się podnieść, więc czołgała się w głąb lasu, krzycząc i rozdzierając
ubranie o kłujące krzewy. -To wszystko twoja wina!- nagle ucichła. Zaczęła się
krztusić krwią. Podbiegł do niej, ale ona zaczęła się wić i dygotać z bólu, a
Legolas wiedział, że gdyby nie miała ust wypełnionych krwią, krzyczałaby, ile
sił w płucach. A potem nagle odetchnęła głęboko i rozluźniła się. Leżała bez
ruchu na trawie, a po policzkach płynęły jej łzy. Pomógł jej usiąść i pogładził
ją po włosach.
- Już dobrze, cicho… - szeptał, a
ona wciąż płakała. Potem uspokoiła się i powiedziała:
- Nie dobrze, Legolasie. Umieram.
CZĘŚĆ CZWARTA: GURTH
Nie powiedzieli nikomu. Legolas
opiekował się Maiwë, a choroba postępowała coraz bardziej. Na początku elfka
była taka słodka i cicha. Nosił ją po lesie. Śpiewał jej i mówił wiersze.
Wnosił na ich sosnę. A później osłabła tak bardzo, że mogła już tylko leżeć.
Prawie nic nie mówiła, nie śmiała się. Słuchała tylko jego piosenek. Nie
chciała jeść, ale pozwalała mu się karmić. A Legolas był bardzo cierpliwy i
troskliwy, uśmiechał się do niej i
trzymał ją za rękę: był z nią wtedy, kiedy jej rodzina się bała. Ale czasami
wymykał się, gdy spała, wchodził na ich sosnę i płakał, płakał tak strasznie,
jakby ktoś rozrywał mu serce na tysiące maleńkich kawałeczków.
Myśleli, choć nikt na głos tego nie
wypowiedział, że już nie może być gorzej. Tak bardzo się mylili! Po kilku
dniach Maiwë przestała go rozpoznawać. Teraz już tylko czasami była jego słodką
elfką. Przez większość czasu mamrotała do siebie, wrzeszczała i rzucała się po
posłaniu lub próbowała uciekać. Pot spływał jej po czole, z ust ciekła krew, a
ona czołgała się kilka metrów w głąb lasu i zwijała w kłębek, krzycząc i
płacząc. Była bardzo chuda. Przestała jeść, nie pozwalała się dotykać. Całymi
dniami leżała brudna i powalana krwią, przykryta cienkim kocem. Nie rozumiała
tego, co do niej mówił i wciąż była coraz bledsza, coraz chudsza i coraz
słabsza. Aż nadszedł ten straszny dzień.
Legolas odszedł na chwilę od Maiwë,
musiał coś zjeść. Zresztą… jej było obojętne, czy jest przy niej, czy nie. Ale
on przy niej był. Kiedy wrócił, jej posłanie było puste. Serce przestało mu
bić. Zrobiło mu się ciemno przed oczami, nogi się pod nim ugięły. Ale wtedy ją
zobaczył. Zgiętą, drobną postać, zataczającą się od drzewa do drzewa, w
panicznej ucieczce przed nieistniejącymi napastnikami. Popędził do niej i
zdążył ją złapać, zanim upadła. Ułożył ją na ziemi. Nie mogła krzyczeć, nie
mogła się poruszyć. Tylko jej oczy, poruszające się szybko, wytrzeszczone i
nabiegłe krwią, tylko te oczy zdradzały, że żyje.
- Maiwë! Posłuchaj mnie!- zawołał,
ledwie łapiąc oddech z przerażenia. Wiedział, że to już. Że jego Maiwë
odchodzi.- Jesteś bezpieczna! Jestem przy tobie!- nie wiedział, po co to mówi,
ale chciał, żeby to wiedziała, żeby zrozumiała…- nic ci się nie stanie!- głos
mu się załamał. Nie był w stanie powiedzieć nic więcej. Maiwë umierała na jego
oczach. Tak bardzo się tego bał. Zaczął płakać, przytłoczony ciężarem, którego
nie był w stanie unieść.
- Kocham cię, Maiwë!- wykrzyknął
Legolas i pochylił się nad elfką. Delikatnie dotknął ustami jej ust, marząc o
tym by stał się cud. I stał się cud. Maiwë odetchnęła głęboko i wyszeptała:
- Ja ciebie też, Legolasie. Zawsze
będę.
Przytulił ją i trzymał w ramionach,
śpiewając cicho elfickie pieśni, aż zamknęła oczy i znieruchomiała, by nie
poruszyć się już nigdy więcej.
CZĘŚĆ PIĄTA: PŁACZ
To, co wydarzyło się później,
pamiętał jak przez mgłę. Zaniósł ją do domu. Wszyscy płakali. Jej siostry i
matka umyły ją, uczesały i ubrały. Wyglądała jak w dniu, w którym po raz
pierwszy ją zobaczył. Jakby na chwilę przymknęła oczy pod rozgwieżdżonym
niebem. Złożył ją w łodzi i kilku mężczyzn pomogło mu zanieść ją do rzeki.
Ledwie widział przez łzy, jak od niego odpływa i czuł, że świat się skończył.
Jego serce było z nią, w tej łódce i płynęło do Morza. Pamiętał, jak za nią
pobiegł, bo nie mógł znieść widoku jej ciała płynącego samotnie. Dobiegł do
wodospadu. A później rzucił się na trawę. Ktoś go chyba znalazł, podniósł i
zaprowadził do domu. To już nie było ważne. Nic już nie było ważne.
Legolas wyrwał się z zamyślenia.
Siedział przy trzaskającym ognisku i wsłuchiwał się w odgłosy nocy. Z szumem
liści mieszał się plusk Wielkiej Rzeki Anduiny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz