niedziela, 25 stycznia 2015

Kokosowo :)

Dzisiaj, jak głosi tytuł postu, będzie kokosowo :)
Któż nie lubi delikatnej słodyczy kokosanek...?
To było pytanie retoryczne. Na dzisiaj proponuję dwa przepisy na ciasteczka (szybkie i baaardzo łatwe). Pierwszy jest dla tych, którzy lubią dużo kokosa, drugi dla tych nieco bardziej ostrożnych.
W żadnym z przepisów nie ma mąki pszennej - więc przy użyciu odpowiedniego proszku do pieczenia ciacha będą bezglutenowe :).
No to do dzieła!

Przepis na kokosanki
Znaleziony w sieci - ale gdzie konkretnie? Było to tak dawno, że nie pamiętam... Gdyby ktoś się na niego natknął, byłabym bardzo wdzięczna za informację :D.

Składniki
  • 250g wiórków kokosowych
  • 60g masła (to trochę więcej niż 1/4 kostki, a jednocześnie mniej niż 1/2).
  • 2 białka + szczypta soli
  • 3/4 szklanki cukru
 Przygotowanie
Masło rozpuścić, wymieszać z cukrem i wiórkami. Białka ubić.
Wszystko wymieszać.
Ręką lub łyżką uformować około 20 niewielkich kulek, piec 15 minut w 180°C (zarumienią się).
Smacznego!

Przepis na ciasteczka ryżowo - kokosowe
Ten przepis pochodzi z książki "Przepisy czytelników: ciasta i ciasteczka" i ma dla mnie ogromną wartość symboliczną, bo to właśnie od niego zaczęła się moja przygoda z pieczeniem i w ogóle z gotowaniem :)

Składniki
  • Paczka kleiku ryżowego
  • 2/3 kostki margaryny
  • 3 jajka
  • Szklanka cukru
  • 4 duże łyżeczki wiórków kokosowych
  • 2 łyżki cukru waniliowego
  • Łyżeczka proszku do pieczenia (ew. bezglutenowy lub soda oczyszczona)
  • Dżem
Przygotowanie
Z podanych składników (poza dżemem!) zagnieść ciasto. Uformować z niego kulki wielkości orzecha włoskiego, w każdej kulce palcem zrobić wgłębienie. Upiec (ciastka lekko rosną) na złoty kolor.
Do każdego wgłębienia włożyć trochę dżemu.
Smacznego :)


czwartek, 22 stycznia 2015

Władca Pierścieni


Tak... O tej książce mogłabym pisać bez końca. Z całą pewnością - to jedna z moich ulubionych. Ciężko powiedzieć, co jest w niej takiego niesamowitego - sama historia, bohaterowie, "zaplecze" w postaci własnej mitologii (Silmarillion) i tylu dodatkowych historii, że nie sposób przez nie wszystkie przebrnąć (Historia Śródziemia)? Nie wiadomo. Coś jednak musi być, bo grono fanów WP wciąż się powiększa, a książka jest już przecież stara - co widać po samym języku. No właśnie, ten język - własny (jeden z wielu) - elficki, który sprawia, że masa dorosłych ludzi zaczyna mówić i pisać do siebie nawzajem słowami pozbawionymi sensu... :) Znam oczywiście mnóstwo ludzi, którzy przeczytali najwyżej "Hobbita", albo i nawet nie... I nie widzą nic pociągającego w Śródziemiu. No cóż, ciężko mi to zrozumieć, ale o gustach się nie dyskutuje. Myślę jednak, że baaardzo dużo osób zna film - który powstał na podstawie książki - i przebieg podróży Froda ogólnie rzecz biorąc kojarzy.
Interpretacji dzieł Tolkiena jest mnóstwo. Nie będę się tu na nich skupiać; w tym celu można przeczytać całą masę poważnych książek i w dalszym ciągu nic nie rozumieć.
Ja chciałabym za to zachęcić wszystkich do sięgnięcia po tę, niezbyt lekką - dosłownie, lekturę. To jest swego rodzaju klasyka i naprawdę warto się z nią zapoznać. Jeżeli nie możecie się zmusić - spróbujcie kiedy jesteście chorzy i nie macie co robić. To moja metoda na najgorsze książki :). A "Władca Pierścieni" bynajmniej do takich nie należy.
Do Władcy często wracam, odwołuję się do niego również we wszelakich wypracowaniach oraz - jakby nie patrzeć - bezczelnie ściągam wątki i postaci w opowiadaniach :).
Teraz naprawdę postaram się wszystkich zachęcić do przeczytania.
Jeżeli przeczytaliście jakąkolwiek książkę fantasy, to możecie być pewni, że przynajmniej jeden jej wątek został "zainspirowany" Tolkienem. Bo Tolkien był pierwszy - nie mówię, że najlepszy i z całą pewnością nie jedyny, ale pierwszy.
A jeżeli nigdy nie byliście w Morii ani w Shire, jeżeli kiedykolwiek zatęskniliście za niesamowitą przygodą, za historią chwytającą za serce - macie niezwykłą okazję, żeby to wszystko przeżyć wygodnie siedząc w fotelu. Jeżeli kiedykolwiek śniły się Wam magiczne istoty lub jeżeli kiedykolwiek coś napisaliście - opowiadanie, wiersz, artykuł, wpis w pamiętniku - przeczytajcie Władcę.
Jeżeli kiedykolwiek poczuliście lub poczujecie, że już gorzej być nie może - sięgnijcie po Władcę.
Jeżeli szukacie uniwersalnego lekarstwa na Wasze problemy, czegoś co pozwoli natychmiast oderwać się od życia, jeżeli chcielibyście żyć podwójnie, jeżeli zmagacie się z czymś, co Was przerasta, jeżeli czujecie się samotni, jeżeli potrzebujecie dowodów na to, że dobro kryje się w codziennych czynnościach - zajrzyjcie do Władcy.
I wreszcie - jeżeli zadaliście sobie tyle trudu, żeby przeczytać wszystko to, co tu napisałam - Władca Pierścieni nie będzie dla Was cegłą ani wyzwaniem - będzie czystą przyjemnością.
A jeżeli przeraża Was tysiąc stron niesamowitych wrażeń - sięgnijcie po "Hobbita" - satysfakcja gwarantowana.
Miłego czytania :)

środa, 21 stycznia 2015

Niezgodna

Trylogia wychwalana ze wszystkich stron. Porównywana do "Igrzysk Śmierci". Według niektórych trylogia, która prześcignęła "Igrzyska".
Ostrzegam, że dzisiaj też mam nie najlepszy dzień.
W dużym skrócie seria opowiada historię Beatrice Prior, która żyje w mieście zbudowanym na ruinach Chicago i musi radzić sobie jako Niezgodna, co zazwyczaj kończy się śmiercią.
Muszę przyznać, że do książek od samego początku byłam bardzo źle nastawiona. Do przeczytania nakłoniła mnie jednak kuzynka. Cieszę się, że to zrobiła, bo teraz mogę spokojnie powiedzieć, że seria absolutnie nie jest lepsza od "Igrzysk Śmierci" - o czym trąbią okładki. Już samo to mnie zniechęciło - jeżeli jedna książka musi obsmarować drugą, żeby zaistnieć, to raczej znaczy, że nie jest od niej lepsza. A jednak, nastawiona jak najgorzej, przebrnęłam przez wszystkie cztery tomy... tej ciekawej... trylogii.
Pierwszy tom czytało mi się przyjemnie. Wcześniej obejrzałam film, więc książka bynajmniej nie trzymała mnie w napięciu, ale muszę przyznać, że zaskoczyła mnie pozytywnie. W drugiej części spodziewałam się intryg i buntów, tu także się nie zawiodłam. Ale trzecia część... no cóż, po prostu nie przypadła mi do gustu. Czytałam ją jakiś tydzień, raz nawet wrzuciłam za komodę... (nie no, przypadkiem) i czekałam na zaspojlerowany mi moment śmierci Tris.
Co było nie tak w "Wiernej"? Mnie osobiście wykończyły bunty i powstania.
Najpierw Erudycja próbuje wykończyć Altruizm. Potem Bezfrakcyjni próbują wykończyć wszystkich. Potem główni bohaterowie uciekają z Miasta, które okazuje się eksperymentem agencji. Potem w agencji dochodzi do buntu. Potem do kolejnego.
Tego wszystkiego było dla mnie za dużo, szczególnie, że skąpe opisy tego, co się dzieje, otaczane bogatymi opisami pocałunków Tris i Tobiasa nie ułatwiały zrozumienia, co się właściwie dzieje.
Trzeba jednak przyznać, że zabicie Tris było odważnym posunięciem.
Ja osobiście się ucieszyłam, bo dotychczas dziewczyna sprawiała wrażenie nieśmiertelnej, jako Niezgodna odporna była nawet na serum śmierci - uniwersalną zabójczą substancję. A jednak, chociaż sama scena śmierci była bardzo ładna (i krótka), to Tris nie umarła przesadnie bohatersko - oddała życie za brata, ale najpierw sama wysłała go na śmierć.
Na koniec został mi czwarty tom - "Cztery". Po "Wiernej" spodziewałam się masakry, ale książka pozytywnie mnie zaskoczyła. Przeczytałam ją szybko - w jeden dzień - i podobała mi się najbardziej ze wszystkich.
Podsumowując, "Niezgodna" nie okazała się tak straszna, jak się spodziewałam, ale uważam, że prezentowanie jej jako trylogii, która "zdetronizowała Igrzyska Śmierci" jest... po prostu śmieszne. 

wtorek, 20 stycznia 2015

Harry Potter - dobry czy zły?

Myślę, że "recenzje" to byłoby za dużo powiedziane - stąd "opinie" - w tym miejscu będę polecać ciekawe książki i wyżywać się na tych mniej ciekawych...

Właściwie nie wiem, czemu postanowiłam zacząć od tej książki. Może dlatego, że w takie dni jak ten - kiedy przed rentgenem kręgosłupa muszę przez pół dnia głodować, a wcześniej katować się dietą... Po prostu łatwiej jest mi krytykować, niż chwalić. A książka "Harry Potter - dobry czy zły" - jest do tego po prostu idealna.
Ogólnie rzecz biorąc, pracę polecam tym, którzy lubią Harry'ego i nie starają się na siłę znaleźć w nim satanizmu. Tym, którzy Harry'ego się obawiają - a go nie czytali - książkę odradzam, bo łatwo można wpaść w paranoję.
Na wstępie mojej bezlitosnej opinii chciałabym przedstawić kilka okoliczności łagodzących... Tak więc autorka - Gabriele Kuby, wydała książkę, zanim J. K. Rowling zdążyła wydać całą serię o H. P. Można więc śmiało założyć, że część jej argumentów ma prawo być błędna lub przynajmniej nie do końca zgodna z treścią i przekazem całej serii. Oczywiście, pisarka naraziła się na to, nie czekając z wydaniem pracy, ale warto zauważyć, że chcąc uratować świat przed zamaskowanym działaniem szatana - działała jak najszybciej. To naturalne.
Po drugie od razu uprzedzam, że czytałam polski przekład, a nie oryginał - zarówno serii Rowling, jak i rozważań Kuby. Gdyby więc ktoś zauważył jakiś błąd w mojej wypowiedzi, bardzo proszę o zwrócenie mi uwagi w komentarzu lub w zakładce "kontakt".
W porządku, przechodzę do rzeczy.
Już sama okładka wprowadza czytelnika w błąd. Dlaczego? Dlatego, że jest na niej wielkimi literami wypisane: "Harry Potter - dobry czy zły?", a w treści książki wcale nie ma rozważań na ten temat... Autorka udziela odpowiedzi już na wstępie (tak jest, zły), a dalej po prostu nas do niej przekonuje, zapewniając równocześnie, że czytelnik ma prawo do własnego osądu. 
W rozdziale trzecim autorka "przedstawia historię bez interpretacji i analizy" (streszczenie pierwszej części), wtrącając zdania: "Dursleyowie są źli, ograniczeni i prostaccy", "[Kamień filozoficzny] powinien się raczej nazywać: "kamień żądzy"", "Dobrzy, dobrze wyglądający, sympatyczni idą do Gryffindoru, niesympatyczni, pospolici i brzydcy do Slytherinu", "razem uczą się magicznych praktyk i przeżywają straszliwe, ale fascynujące przygody", "Voldemort posiada już nieśmiertelność i nie cierpi na brak pieniędzy", "Harry lubi łamać reguły szkoły", "[Harry] pragnie uniemożlwić zmianę Hogwartu w szkołę czarnej magii - a przecież Hogwart jest już szkołą, w której naucza się i praktykuje czarną magię", ""dlaczego Quirrell nie mógł mnie dotknąć?". Odpowiedź powinna brzmieć - ponieważ dotyk Harry'ego powodował krwawe pęcherze, palił".
Takiego braku interpretacji naprawdę ciężko nie docenić. W tym samym rozdziale pojawia się również coś, co doprowadziło mnie do łez - ale mam świadomość, że TO akurat może wynikać z błędów w przekładzie. W tym samym obiektywnym streszczeniu znajdujemy mrożące krew w żyłach zdanie: "[Voldemort] Aby odzyskać utraconą potęgę, musi wypić krew Harry'ego. Czyni to w czwartym tomie".
No cóż... Voldemortowi można zarzucić wiele - ale z całą pewnością - na pewno - nie jest wampirem...
W dalszych rozdziałach znajdziemy wiele ciekawych informacji; między innymi na temat tego, jak J. K. Rowling wprowadza nas w trans, trochę na temat "jej prowadzącej do zguby wyobraźni" oraz dużo, bardzo dużo, symboli satanistycznych. Ja na przykład nie miałam pojęcia, że kamienne posągi się do nich zaliczają. Kamienne posągi są ZŁE.
Nieważne też, że Harry płacze ucząc się walczyć z dementorami, czy choćby przy grobie swoich rodziców. Według Gabriele Kuby " W Harrym Potterze nie ma człowieka, który płakałby łzami. Harry, Ron i Hermiona także nigdy nie płaczą".
Na szczęście w streszczeniu piątego tomu autorka komentuje już "jawnie". Nie będę więc już się czepiać, przeczytajcie sami - może dla fanów Pottera jest jeszcze nadzieja.
Ja wiem, cze czepiam się słówek.
Ale czy tego samego nie robi przypadkiem autorka...?
Uważam, że książka jest warta przeczytania, jeżeli ma się gorszy dzień. Można dosłownie umrzeć ze śmiechu.
Na wszelki wypadek - przeczytajcie najpierw serię o Harrym. Bo, jak mówi Gabriele Kuby, po przeczytaniu jej książki może się wam odechcieć...

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Fanfiki Tolkienowskie - "Krzyk"

Hej :)
Wracam do fanfików :)
Mam nadzieję, że przeczytaliście "Chorobę Maiwe", bo jest to pierwsze opowiadanie, jakie napisałam... A chronologicznie (w tym wymyślonym świecie) jest... prawie pierwsze.
Ale dzisiaj trochę z innej beczki. Opowiadanie z numerem 19 - czas akcji: po Władcy Pierścieni. Nie będę nikogo męczyć długimi wyjaśnieniami, o co tam właściwie chodzi, bo nie bardzo umiem to wytłumaczyć... Ale jeżeli nic nie zrozumiecie, to się nie martwcie... Przeczytajcie i tak, może znajdziecie jakieś błędy (jeśli tak, to wpiszcie w komentarzach). Jeżeli i tak nikt tego nie czyta, to... To przynajmniej nikomu nie będzie się nie nie podobać... czy jakoś tak.
Ale do wysłuchania audiobooka i wpadek zachęcam - przynajmniej się uśmiejecie.
Czekam na komentarze.
Ale się nie nastawiam.
Miłego czytania :D

Krzyk



Bitwa się skończyła. Jedyny Pierścień spłonął w ogniu Góry Przeznaczenia. Zakończyła się więc też Wojna o Pierścień. I znów byli w Minas Tirith, chociaż było to zupełnie inne miasto. Nie, nie chodzi o to, że zostało zniszczone. Ludzie nagle zaczęli śpiewać, pić, cieszyć się życiem. Zapowiedziano wiele ślubów. Z całą pewnością najgłośniejszy był ten Aragorna, syna Arathorna, króla Gondoru i Anoru z Arweną Gwiazdą Wieczorną, córką Elronda. Nawiasem mówiąc, Elrond wcale nie był zadowolony z tego małżeństwa, chociaż kochał pana młodego jak syna. Jednak wesele się udało, a wśród licznych gości nie zabrakło… nikogo.
Legolas leżał na łóżku i wspominał uroczystość. Podobała mu się, choć widok Arweny u boku Aragorna jak zwykle wywołał u niego lekkie ukłucie zazdrości. Bardzo się jednak starał, by nikt tego nie zauważył i chyba mu się to udało, częściowo dlatego, że elfowie i tak mają opinię dziwnych. Ale nie był jedynym, który tego dnia musiał ukrywać uczucia. Ściana, przy której spał, oddzielała jego pokój od sypialni Eówiny. W noc po weselu króla Legolas słyszał jej płacz. Ponieważ jednak dzielił pokój z Gimlim, nie mógł wymknąć się do dziewczyny, aby ją pocieszyć. Gdyby to uczynił, mimowolnie zdradziłby krasnoludowi uczucia dziewczyny, które dotychczas pozostawały dla wszystkich tajemnicą. Wiadomo jednak, że elfy są nadzwyczaj spostrzegawcze. No cóż, nie poszedł, trudno. Zresztą, co by jej powiedział? “Nie martw się, on jej nie kocha?” To nieprawda. Aragorn poznał Arwenę jeszcze przed narodzinami Eówiny. I kochał ją całym sercem. Mógłby powiedzieć “Nie martw się, rozumiem cię”, ale tak mówią wszyscy, a szczególnie ci, którzy nie rozumieją. No i… szanował uczucia księżniczki, a obawiał się, że czułaby się bardzo źle, gdyby ktoś zobaczył, jak płacze. Swoją troskę i opiekę ograniczył więc do nasłuchiwania, czy nikt się nie zbliża, żeby w razie konieczności ostrzec dziewczynę i oszczędzić jej wstydu. Nie było to jednak koniecznie- większość gości zamieszkiwała drugą część pałacu.
Legolas wyrwał się z zamyślenia i zorientował się, że w zamku panuje cisza. Wszyscy musieli już układać się do snu. “Tak, z pewnością”- pomyślał, gdy do jego uszu dotarło przeraźliwie głośne chrapanie Gimlego- “Nawet Nazgula bym nie usłyszał, oczywiście gdyby jeszcze istniały Nazgule”. Legolas ułożył się wygodnie i spróbował pogrążyć się w marzeniach. Po dłuższej chwili jednak zrezygnował. Pomyślał, że o wiele lepiej byłoby przejść się po cichu po zamku lub wyjść na świeże powietrze. W ciągu wyprawy zdążył już przyzwyczaić się do spania pod gołym niebem. Ostrożnie spuścił nogi na podłogę i upewnił się, że Gimli nadal smacznie śpi… I wtedy to usłyszał.
Niedaleko krzyczała kobieta. Krzyk początkowo rozbrzmiał głośno, a później coś (lub ktoś!) go przytłumiło, tak że w dalszej części zamku nikt nie mógł go usłyszeć. W tej byli tylko on, Gimli i… Eówina! Ogarnął go strach. Nie bał się o siebie, lecz o niewinną księżniczkę Rohanu. Natychmiast wyskoczył z łóżka i wybiegł z komnaty, łapiąc prędko swój łuk i nóż. Cicho i niesamowicie szybko naciągnął strzałę na cięciwę i pchnął niedomknięte drzwi do pokoju dziewczyny. Jednym skokiem znalazł się na środku pomieszczenia. Nie zauważył jednak żadnego potencjalnego napastnika, Eówina była w pokoju sama i tylko zakrywała sobie rękami usta. Najwyraźniej sama stłumiła swój własny krzyk. Na widok elfa zbladła i zaczęła się trząść. Tak naprawdę zareagowała tak na widok broni elfa- wycelowanej w nią- i Legolas chyba to zauważył, bo rzucił cały oręż na podłogę i podszedł do dziewczyny.
- Przepraszam, pani- powiedział z ukłonem- ale wydawało mi się, że usłyszałem krzyk i… pomyślałem, że… może potrzeba ci jakiejś… obrony?- dokończył z wahaniem. No tak, Eówina teraz obrazi się lub zezłości, uważa przecież, że sama jest w stanie się obronić.
- Miałam straszny sen- odpowiedziała dziewczyna, wciąż patrząc na Legolasa ze zdumieniem, jakby nie mogła zrozumieć, że do niej przyszedł.- przybiegłeś tu, bo usłyszałeś mój krzyk?- upewniła się.
- Tak, księżniczko. Czy mam już odejść?- elf trochę się speszył i odzyskał swój oficjalny ton, którym zwykle przemawiał do Eówiny.
- Nie, nie, źle mnie zrozumiałeś!- zawołała zdecydowanie- To znaczy… oczywiście- zająknęła się, chyba ona też zrozumiała absurd sytuacji. Legolas tylko machnął ręką i podszedł do niej. Usiadł na skraju łóżka i powiedział:
- Rozumiem cię. No, może nie do końca, bo elfy właściwie nie śpią, ale jednak… wiem, co czujesz.
- Ciągle śni mi się wojna- Eówina wyglądała bardzo smutno. Była zbyt młoda, widziała zbyt dużo, a pomimo to była tak silna… Legolas otulił ją kołdrą i usiadł na łóżku naprzeciw niej. Najwyraźniej nie chciała spać, tylko porozmawiać. Najwyraźniej ucieszyło ją towarzystwo elfa- uspokoiła się i uśmiechnęła, chociaż był to przelotny uśmiech.
- Zostanę z tobą, jeżeli chcesz- zaproponował Legolas. Uznał, że spokojnie może to powiedzieć, bo księżniczka nie wyglądała już wcale na zażenowaną jego obecnością. Wiedział, że przy Aragornie rumieniłaby się albo… no, raczej nie myślałaby o złych snach.
- Dziękuję- Eówina naprawdę wyglądąła na wdzięczną, ale musiała dostrzec jakiś cień w oczach elfa, bo wzięła go za rękę i zapytała:
- A co ciebie trapi? Mnie chyba możesz powiedzieć?
- Powiem ci- odparł z westchnieniem Legolas- ty na pewno mnie zrozumiesz. Najprościej rzecz ujmując… nie jestem zbyt szczęśliwy, gdy widzę razem Arwenę i Aragorna. - Najwyraźniej te słowa zaskoczyły dziewczynę, bo złapała go za drugą rękę. Potem nagle jakby się zawstydziła.
- Ja też- powiedziała- i chyba z tego samego powodu, co ty. To znaczy- zachichotała- nie z powodu tej samej osoby, no wiesz…- westchnęła ciężko, ale powiedziała- Aragorna. Legolas zauważył, że rozśmieszyła ją myśl, że mógłby być zazdrosny o mężczyznę… Ale nic nie powiedział.
- Ale wczoraj wyglądałeś na szczęśliwego…- zauważyła Eówina.
- Ty też.- odparł elf.
- Udawałam.
- Ja też.
- Ale teraz już nie muszę- wyrzuciła z siebie księżniczka- warto było to przejść, żebyś dziś do mnie przyszedł.- spuściła wzrok, a Legolas spojrzał na nią tak dziwnie, jakby ujrzał ją po raz pierwszy. Puścił ręce dziewczyny. Nie spojrzała na niego.
- Eówino, ja…- wymamrotał.
- Nie, nie… przepraszam…- powiedziała cicho- Nie chciałam być… nachalna.- Ale Legolas jakby jej nie słuchał. Dotknął jej policzka, a kiedy uniosła głowę, uśmiechnął się, delikatnie i niepewnie. Potem objął ją i wyszeptał jej do ucha:
- Nie przepraszaj za to. Nie chciałbym… nieważne- pochylił się w jej stronę.
- MAM CIĘ!- ryknął nagle ktoś, a Legolas znalazł się na ziemi, przygnieciony czymś ciężkim.- PRECZ OD NIEJ Z ŁAPAMI, Legolasie…. ? Ups… przpraszam…- Legolas nagle poczuł, że znów może oddychać. Podniósł się z ziemi i ujrzał… Gimlego. Stał obok niego z opuszczonym toporem, choć jeszczę chwilę wcześniej zapewne mierzył nim w jego głowę. Zwinięta w kłębek na łóżku Eówina płakała ze śmiechu.
- Gimli! Cz… czemu tu przyszedłeś?- uspokoiła się i otarła łzy, a potem spojrzała na krasnoluda wyczekująco.
- Usłyszałem wrzask!- odparł dumnie syn Glóina- Krzyczałaś!- dodał triumfalnie, wskazując palcem Eówinę.
- Krzyknęłam przez sen i Legolas przybiegł mnie ratować- dziewczyna wzruszyła ramionami- Ale to było jakiś czas temu.
- No bo… ja… ekhm… wiesz, wczoraj świętowałem i na skutek...tego no… pewnych… okoliczności, tak, straciłem… tę no, orientację…- Eówina zdusiła śmiech, a Legolas spytał wprost:
- Byłeś tak pijany, że nie trafiłeś do sąsiedniego pokoju?- krasnolud zmieszał się lekko i kiwnął głową. Potem zarzucił topór na ramię i wyszedł, wołając jeszcze:
- Już wytrzeźwiałem!
Legolas i Eówina zaśmiali się. Kiedy drzwi zamknęły się za Gimlim, księżniczka podeszła do elfa. Przytuliła go.
- Dziękuję, że do mnie przyszedłeś- stanęła na palcach i pocałowała go w policzek. Potem odsunęła się nieco i dodała- zapomniałam podziękować Gimlemu… przekaż mu proszę, w moim imieniu, wyrazy wdzięczności.
Legolas skłonił się i wyszedł. Kiedy wrócił do sypialni, zobaczył Gimlego leżącego na wznak na łóżku z fajką w zębach. Krasnolud uśmiechał się triumfalnie.


Kiedyś odlecę stąd

Cześć wszystkim :)
Sporo myślenia, no i pewnie niewyspanie jutro, zaowocowało trzema nowymi (baaardzo roboczymi) tłumaczeniami. Tłumaczeniami piosenek znanych chyba wszystkim... Dzisiaj "One day I'll fly away".
Wiecie (lub może nie wiecie) jak to jest: czasem ma się pomysł na jedno zdanie i dla niego tłumaczy się cała piosenkę. I chociaż cała może być do niczego, to jedno zdanie będzie idealne.
Mam nadzieję, że przynajmniej jedna osoba znajdzie w tym tłumaczeniu jedno zdanie - może nawet słowo - które wyda jej się we właściwym miejscu.
A jeżeli ktoś ma swoje własne idealne zdanie - niech koniecznie napisze w komentarzu lub skorzysta z formularza kontaktowego (po prawej).
Może ktoś jeszcze dzisiaj sobie pośpiewa...?

One day I'll fly away/Kiedyś odlecę stąd

Gdy kończy się noc
Nie wschodzi świt
Marzę o tym, by
Naprawdę żyć

Kiedyś odlecę stąd
I odnajdę nowy dom
Co może jeszcze miłość dać
Kiedy już nie trzeba spać?

Po co od snu do snu żyć
Czemu tylko w snach mam żywa być

Kiedyś odlecę stąd
W przeszłość zmienię życie to
Po co od snu do snu żyć
Czy naprawdę da się na jawie śnić

Kiedyś odlecę stąd
Daleko stąd


I follow the night
Can't stand the light
When will I begin
To live again

One day I'll fly away
Leave all this to yesterday
What more could your love do for me
When will love be through with me

Why live life from dream to dream
And dread the day when dreaming ends

One day I'll fly away
Leave all this to yesterday
Why live life from dream to dream
And dread the day when dreaming ends

One day I'll fly away
Fly fly away

wtorek, 6 stycznia 2015

Muffinki kukurydziane

Dawno nie wstawiałam przepisów i postanowiłam to zmienić...
Te babeczki są... zresztą najlepiej zróbcie, bo ciężko to opisać. Według poniższego przepisu są słodkie, maślane i miodowe. Ale wystarczy, że dodacie do nich bakalie lub przyprawy - i będą zupełnie inne. Nie są bezglutenowe, bo jeśli mam być szczera, mąka kukurydziana trochę mi się "przejadła". Zawierają za to coś dziwnego, co się nazywa pełnoziarniste płatki kukurydziane. Brzmi zdrowo.
No więc dobrze, podaję przepis.
Aha, idealne na taki dzień jak dziś - święto, więc sklepy zamknięte, wolne i popołudnie - więc chciałoby się coś słodkiego...
Koniec gadania.
Przepis na muffinki z płatkami kukurydzianymi
Składniki:
  • szklanka mąki (dietetycznie pełnoziarnistej)
  • 2 szklanki płatków kukurydzianych (dietetycznie pełnoziarnistych - tak, są takie)
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1/2 szklanki cukru (dietetycznie pominąć, na rzecz dodatkowej łyżki miodu)
  • 1/2 łyżeczki soli
  • 2/3 kostki masła
  • 3 jajka
  • 3/4 szklanki jogurtu naturalnego
  • 2 łyżki miodu (najlepszy rzecz jasna płynny)
Przygotowanie:
Suche i mokre składniki wymieszać osobno (masło rozpuścić), następnie połączyć (nie wiem, dlaczego akurat tak, ale pewnie to ma jakieś znaczenie). Przełożyć do foremek. Piec w ok 160-70°C, do zarumienienia i suchego patyczka.
Smacznego!

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Trochę o przyrodzie;)

"Pamiętaj"
Pamiętaj o kwiatach co rosną na łące.
Nie zapomni o ptakach , które ćwierkają.
Co powiesz na spacer i piknik?
Lubisz słuchać tych dźwięków?
Ja lubię naprawdę, nie wierzysz?
POSŁUCHAJ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

niedziela, 4 stycznia 2015

Choroba Maiwe - ciąg dalszy :)

Zgodnie z zapowiedzią ignoruję panującą tu ciszę i wstawiam coś (a właściwie link do czegoś), co powinno wyrwać Was choćby i z depresji - wpadki z przygotowywania "Choroby Maiwe"!
Mam nadzieję, że dzięki nim zobaczycie, jak ciężko jest nagrać coś takiego i - może to Was zdziwi - ale ze wszystkich wstępnych nagrań, które robiłam, to jest najsmutniejsze, a wpadek i śmiechu jest - jak na razie - najwięcej!
Miłego słuchania...
https://drive.google.com/open?id=0B2GjwlKnxUWEd29FRHhidi1HOFk&authuser=0
Zachęcam - komentujcie.
Bo mi tu nudno samej :(

sobota, 3 stycznia 2015

Fanfiki czas zacząć - "Choroba Maiwe"

Ajaj... Zupełnie nie tak, jak miało być...
Po pierwsze, już nie jest "jutro". Tamto "jutro" było wczoraj...
Po trzecie wstawiam zły fanfik, to znaczy drugi, a nie pierwszy. Chociaż z drugiej strony, skoro jutro było wczoraj, to wczoraj powinnam wstawić pierwszy fanfik. Czyli zakładając, że dziś jest dzisiaj, czyli drugi dzień w kolejności, mogę wstawić opowiadanie z numerem 2. Logiczne!
No to po drugie jeszcze raz. Ten audiobook nagrywałam starym mikrofonem (taa... miał jakieś... 9 dni?), więc jakość nie jest powalająca...
Po trzecie, na osłodę tejże jakości i licznych błędów w obrabianiu nagrań nawet nie przygotowałam żadnego "making of"... No bo godzina nie za wczesna.
Po czwarte zabrakło (po autorze i tytule, jak skromnie :P) tego "czyta...". Również z powodu kiepskich zdolności technicznych. No więc czyta Kalina Żulewska, ale za wszystkie niedociągnięcia należy winić mnie, jako że to ja dowodzę całym projektem :)
Krytyka (jak zwykle) miło widziana.
Pochwały jeszcze milej.
Zresztą niezależnie od tego, czy ktoś tu w ogóle zajrzy, i tak wstawię następne...
A co tam.
Okej, okej, już koniec ględzenia o niczym...
O takich godzinach mam największą wenę :D
Choroba Maiwë
Ekhm... Ja, nieogar informatyczny, nie umiem w inny sposób tu tego włożyć. Więc powyżej macie link (mam nadzieję, że da się z niego skorzystać) a poniżej tekst.
:)
A niech to szlag, oczywiście, że to nie wszystko.
Zapomniałam o jednym - elfickim.
W tekście wszystko jest po polsku, a z elfickiego w nagraniach proszę się nie śmiać! (groźna mina). No chyba, że ktoś chciałby dać jakieś mądre wskazówki.
Wtedy można się śmiać.
Byle cicho.

"Choroba Maiwë"



CZĘŚĆ PIERWSZA: SPOTKANIE
Legolas siedział przy trzaskającym ognisku i wsłuchiwał się w odgłosy nocy. Skutecznie utrudniało mu to chrapanie Gimlego. Aragorn oddychał cicho i nierówno. Elf popatrzył chwilę na przyjaciół, uśmiechając się lekko, a później pozwolił swobodnie pomknąć swoim myślom w przeszłość, do czasów których ani jego towarzysze, ani nawet ich dziadkowie nie mogli pamiętać. Widział miejsce, w którym się wychował, Zielony Las, jeszcze zanim opadł na niego cień, zanim stał się Mroczną Puszczą. Widział swoją rodzinę i przyjaciół. I widział… ją.
Był bardzo młody, kiedy się poznali, ale byli dokładnie w tym samym wieku. Biegł przez las, daleko od domu, nie oglądając się na boki, nie patrząc, gdzie biegnie i … wpadł na młodą elfkę. Przeturlali się po trawie  i wtedy ona wybuchnęła śmiechem. To był dla niego… najpiękniejszy dźwięk na świecie. Chciał, żeby się śmiała, żeby już zawsze śmiała się dla niego. Ale kiedy wreszcie wstali i zobaczył ją w ostatnich promieniach zachodzącego słońca, w jego głowie pojawiła się inna myśl. Wyglądała jak anioł! Krew napłynęła mu do policzków, oczy rozbłysły, rozchylił usta w niemym zachwycie. Poczuł, że drżą mu kolana, jakby zapomniały, jak należy stać. Był tak oszołomiony, że wydukał tylko:
- Jesteś… piękna!
Słysząc przejęcie w jego głosie, elfka znowu wybuchnęła śmiechem.
- Maiwë - powiedziała - Jestem Maiwë.
- Legolas - podał jej rękę, ale ona zamiast ją uścisnąć, złapała go drobnymi palcami i pociągnęła w las. I biegli, biegli koło siebie, nie patrząc na nic i śmiejąc się raz po raz. Potem Maiwë nagle się zatrzymała.
- Tu – powiedziała – Tu jest pięknie.
Teraz Legolas ją poprowadził.
- Wiem, gdzie jest jeszcze piękniej- i wskoczył na rozłożystą sosnę. Wspiął się po niej i pomógł wejść Maiwë. Skakała po gałęziach jak wiewiórka, lekko jak motyl. Kiedy dotarli na szczyt drzewa i wyjrzeli ponad liście, zaparło im dech w piersiach. Maiwë wtuliła się w Legolasa. Bała się dużych wysokości, ale to nie było ważne. Przed nimi rozciągały się setki mil puszczy, nad nimi latało mnóstwo złotych motyli i błękitnych ptaków. Słońce chowało się na zachodzie, na niebie widać było pierwsze gwiazdy.
- Tam jest Morze - dziewczyna wskazała ręką kierunek. Legolas złapał jej dłoń. Elfka spojrzała na ich splecione palce, później na twarz towarzysza i powiedziała:
- Chciałabym je kiedyś zobaczyć.
Legolas spojrzał w jej oczy, koloru trawy pod nimi i odparł:
- Chciałbym zobaczyć je z tobą.
Odtąd byli razem. I nikt nie mógłby ich rozłączyć.

CZĘŚĆ DRUGA: KSIĄŻĘ I WIEŚNIACZKA

Razem biegali po lesie. Śpiewali i oglądali gwiazdy. Strzelali z łuku. Maiwë, choć nie uczyła się od królewskich łuczników, była w strzelaniu niemal tak dobra, jak on. Uwielbiał patrzeć, jak pewnie staje na nogach, jak błyskawicznie nakłada strzałę na cięciwę, jak lekko mruży oczy i przechyla głowę odrobinę w lewo. Uwielbiał niepewny wyraz jej twarzy, gdy strzała mknęła do celu i uśmiech, gdy perfekcyjnie trafiała. Ale ona też uważnie go obserwowała.
- Gdzie nauczyłeś się tak strzelać?- spytała któregoś razu.
- Ja… ja… - zająknął się Legolas.
- Jesteś Legolas Zielony Liść, syn Thranduila! - wykrzyknęła nagle - Jesteś księciem!
- Nie! - krzyknął. Tyle razy to słyszał. Nikt nie chciał przyjaźnić się z księciem. Jego ojciec był dobry, ale tylko dla swoich poddanych. Interesowało go tylko jego królestwo. Tak jakby to, co działo się poza jego granicami, w ogóle go nie dotyczyło.
- Tak - Spokojnie odpowiedziała Maiwë. - To dobrze - dodała i odbiegła po strzały, zostawiając go po środku z nieco głupim wyrazem twarzy. A kiedy dotarło do niego, co powiedziała, dogonił ją i porwał w ramiona. Zakręcił nią kilka razy w powietrzu. Była lekka jak jesienny liść. Dlaczego wtedy nie powiedział jej, że ją kocha?

CZĘŚĆ TRZECIA: CHOROBA

Żył dla niej. Nie wiedział ile to trwało - dzień, rok, może tysiąc lat? Był wtedy najszczęśliwszy na świecie. A jednak wciąż obawiał się powiedzieć Maiwë, co naprawdę do niej czuje. A potem nadeszły straszne czasy. Najstraszniejsze dla niego. Najstraszniejsze dla niej.
Dziwna choroba pojawiła się w Lesie. Chorzy najpierw słabli i tracili siły, a później szaleli. Tracili pamięć, nie rozpoznawali nikogo. Ginęli w strasznych męczarniach, głodząc się na śmierć, lub odbiegali w las, by nigdy nie wrócić. Król zakazał kontaktów z chorymi. Nie można było ich dotykać, rozmawiać z nimi… mieli konać samotnie.
Nie zachorował nikt z rodziny Maiwë. Nikt z rodziny Legolasa. Wydawało im się, że mają ogromne szczęście.
Wczesnym rankiem biegali po lesie. Trzymali się za ręce. W pewnej chwili Maiwë upadła.
- Co się stało?- spytał Legolas. Pomógł jej wstać.
- Nic. Ja chyba… nie wiem, to było takie dziwne uczucie - elfka chyba się przestraszyła - jakbym nie panowała nad własnymi nogami.
- To… to nic, pewnie się potknęłaś- Legolas uśmiechnął się krzepiąco i pogłaskał ją po policzku, chociaż w sercu poczuł ukłucie niepokoju. Nagle zmarszczył brwi. Z nosa Maiwë buchnęła krew. Elfka zrobiła się śmiertelnie blada i zachwiała się. Złapał ją w ostatniej chwili i wziął na ręce. Musiał ją zanieść do domu.
Od tamtej chwili minęło  jednak trochę czasu i nic niepokojącego nie działo się z Maiwë. Znów mogli razem biegać.
Ale ona znowu upadła. I tym razem nie dała się podnieść.
- Ty jesteś NIM! - krzyknęła, gdy spróbował jej dotknąć – Ty jesteś NIM!- wyglądała, jakby oszalała. Nie miała siły się podnieść, więc czołgała się w głąb lasu, krzycząc i rozdzierając ubranie o kłujące krzewy. -To wszystko twoja wina!- nagle ucichła. Zaczęła się krztusić krwią. Podbiegł do niej, ale ona zaczęła się wić i dygotać z bólu, a Legolas wiedział, że gdyby nie miała ust wypełnionych krwią, krzyczałaby, ile sił w płucach. A potem nagle odetchnęła głęboko i rozluźniła się. Leżała bez ruchu na trawie, a po policzkach płynęły jej łzy. Pomógł jej usiąść i pogładził ją po włosach.
- Już dobrze, cicho… - szeptał, a ona wciąż płakała. Potem uspokoiła się i powiedziała:
- Nie dobrze, Legolasie. Umieram.

CZĘŚĆ CZWARTA: GURTH
Nie powiedzieli nikomu. Legolas opiekował się Maiwë, a choroba postępowała coraz bardziej. Na początku elfka była taka słodka i cicha. Nosił ją po lesie. Śpiewał jej i mówił wiersze. Wnosił na ich sosnę. A później osłabła tak bardzo, że mogła już tylko leżeć. Prawie nic nie mówiła, nie śmiała się. Słuchała tylko jego piosenek. Nie chciała jeść, ale pozwalała mu się karmić. A Legolas był bardzo cierpliwy i troskliwy, uśmiechał się do niej  i trzymał ją za rękę: był z nią wtedy, kiedy jej rodzina się bała. Ale czasami wymykał się, gdy spała, wchodził na ich sosnę i płakał, płakał tak strasznie, jakby ktoś rozrywał mu serce na tysiące maleńkich kawałeczków.
Myśleli, choć nikt na głos tego nie wypowiedział, że już nie może być gorzej. Tak bardzo się mylili! Po kilku dniach Maiwë przestała go rozpoznawać. Teraz już tylko czasami była jego słodką elfką. Przez większość czasu mamrotała do siebie, wrzeszczała i rzucała się po posłaniu lub próbowała uciekać. Pot spływał jej po czole, z ust ciekła krew, a ona czołgała się kilka metrów w głąb lasu i zwijała w kłębek, krzycząc i płacząc. Była bardzo chuda. Przestała jeść, nie pozwalała się dotykać. Całymi dniami leżała brudna i powalana krwią, przykryta cienkim kocem. Nie rozumiała tego, co do niej mówił i wciąż była coraz bledsza, coraz chudsza i coraz słabsza. Aż nadszedł ten straszny dzień.
Legolas odszedł na chwilę od Maiwë, musiał coś zjeść. Zresztą… jej było obojętne, czy jest przy niej, czy nie. Ale on przy niej był. Kiedy wrócił, jej posłanie było puste. Serce przestało mu bić. Zrobiło mu się ciemno przed oczami, nogi się pod nim ugięły. Ale wtedy ją zobaczył. Zgiętą, drobną postać, zataczającą się od drzewa do drzewa, w panicznej ucieczce przed nieistniejącymi napastnikami. Popędził do niej i zdążył ją złapać, zanim upadła. Ułożył ją na ziemi. Nie mogła krzyczeć, nie mogła się poruszyć. Tylko jej oczy, poruszające się szybko, wytrzeszczone i nabiegłe krwią, tylko te oczy zdradzały, że żyje.
- Maiwë! Posłuchaj mnie!- zawołał, ledwie łapiąc oddech z przerażenia. Wiedział, że to już. Że jego Maiwë odchodzi.- Jesteś bezpieczna! Jestem przy tobie!- nie wiedział, po co to mówi, ale chciał, żeby to wiedziała, żeby zrozumiała…- nic ci się nie stanie!- głos mu się załamał. Nie był w stanie powiedzieć nic więcej. Maiwë umierała na jego oczach. Tak bardzo się tego bał. Zaczął płakać, przytłoczony ciężarem, którego nie był w stanie unieść.
- Kocham cię, Maiwë!- wykrzyknął Legolas i pochylił się nad elfką. Delikatnie dotknął ustami jej ust, marząc o tym by stał się cud. I stał się cud. Maiwë odetchnęła głęboko i wyszeptała:
- Ja ciebie też, Legolasie. Zawsze będę.
Przytulił ją i trzymał w ramionach, śpiewając cicho elfickie pieśni, aż zamknęła oczy i znieruchomiała, by nie poruszyć się już nigdy więcej.

CZĘŚĆ PIĄTA: PŁACZ

To, co wydarzyło się później, pamiętał jak przez mgłę. Zaniósł ją do domu. Wszyscy płakali. Jej siostry i matka umyły ją, uczesały i ubrały. Wyglądała jak w dniu, w którym po raz pierwszy ją zobaczył. Jakby na chwilę przymknęła oczy pod rozgwieżdżonym niebem. Złożył ją w łodzi i kilku mężczyzn pomogło mu zanieść ją do rzeki. Ledwie widział przez łzy, jak od niego odpływa i czuł, że świat się skończył. Jego serce było z nią, w tej łódce i płynęło do Morza. Pamiętał, jak za nią pobiegł, bo nie mógł znieść widoku jej ciała płynącego samotnie. Dobiegł do wodospadu. A później rzucił się na trawę. Ktoś go chyba znalazł, podniósł i zaprowadził do domu. To już nie było ważne. Nic już nie było ważne.
Legolas wyrwał się z zamyślenia. Siedział przy trzaskającym ognisku i wsłuchiwał się w odgłosy nocy. Z szumem liści mieszał się plusk Wielkiej Rzeki Anduiny.