środa, 25 lutego 2015

Legenda o Stu Żonach Króla

Tę legendę dedykuję mojej kuzynce i przyjaciółce Kalinie, która pomagała przy jej spisaniu (w pociągu do Poznania) oraz mamie, która niczym Król z opowieści nieustannie myli imiona swoich dzieci :D.

Dawno, dawno temu żył sobie Król. Miał ogromny zamek i wielu lojalnych poddanych. A jednak w pełni uszczęśliwiło go dopiero małżeństwo. Jego żona była piękna i dobra i naprawdę go kochała.
Wkrótce na świat przyszły dwie śliczne królewny. Królowa i poddani cieszyli się, ale Król chodził zasępiony. Zależało mu na męskim potomku, któremu mógłby przekazać władzę, ale Królowa wydała na świat trzecią córkę.
Wtedy Król oświadczył, że musi pojąć za żonę inną kobietę, która da mu syna. Pozwolił królowej i córkom zostać w zamku i zapewnił im wszelkie wygody, ale królowa wolała odejść z dziećmi i wychowywać je w samotności i niewiedzy na temat tego, kto jest ich ojcem.
Król poślubił inną kobietę, która urodziła mu syna, ale nie był z nią szczęśliwy. Jej też pozwolił zostać w zamku, po czym sprowadził doń nową żonę. Nie był jednak szczęśliwy z żadną z kobiet, które kolejno przybywały do jego domu, o których wkrótce zaczęto mówić jako o stu żonach Króla.

W tym samym królestwie mieszkał młodzieniec, którego największym marzeniem było objęcie tronu. Nie miał ojca, ale po matce odziedziczył inteligencję i spryt. Kiedy więc osiągnął odpowiedni wiek, udał się do Króla i powitał go słowami:
- Witaj, ojcze!
- Witaj, synu! - niepewnie odpowiedział Król - ale czy na pewno jesteś moim synem?
- Masz wszakże sto żon i stu synów, ojcze - odparł chłopiec, a Król nakazał zwołać swoje dzieci, by je policzyć. Rzeczywiście, razem z przybyszem było ich sto.
- Zgadza się, synu - radośnie potwierdził władca, który kochał wszystkich swoich potomków.
W ten sposób przybysz zamieszkał w zamku i z każdym dniem starał się zbliżyć do Króla. Chociaż wciąż musiał mu przypominać swoje imię ("Kryspin, ojcze"), to zdawało się, że władca poświęca mu więcej swojego cennego czasu niż reszcie dzieci.
Pewnego dnia Kryspin ośmielił się zapytać:
- Ojcze? Czy zdecydowałeś już, który z twoich synów otrzyma koronę?
Na odpowiedź władcy z zapartym tchem czekało stu pretendentów do tronu.
- Koronę otrzyma ten - powoli i z namysłem odparł Król - którego matkę naprawdę kocham.
Uśmiechnął się zadowolony. Jak mogliby udowodnić mu miłość?
Synowie w mig zaczęli się przekrzykiwać:
- Jestem najstarszy, moją matkę pierwszą pokochałeś!
- Jestem najmłodszy, moją matkę wciąż kochasz!
Kryspin tymczasem ukradkiem wymknął się z zamku. Powłócząc nogami skierował się w stronę domu, w stronę swojej matki. Jej Król nie mógł kochać, gdyż najzwyczajniej w świecie nie wiedział o jej istnieniu. Jego misterny plan, układany od tak dawna, legł w gruzach.
Idąc, niechcący potrącił kobietę, niosącą dzban wody. Woda wylała się, a niewiasta omal się nie przewróciła. Podtrzymała ją jedna z trzech idących za nią młodych dziewcząt.
- Przepraszam! - zawołał Kryspin. Schylił się szybko i podniósł naczynie.
- Nic nie szkodzi - uśmiechnęła się ciepło - ale muszę wrócić po wodę.
- Ja pójdę, matko - oznajmiła dziewczyna, która wcześniej uchroniła matkę przed upadkiem. Wręczyła jej swój pełen dzban i wyciągnęła ręce w kierunku Kryspina.
- Pójdę z tobą... - zaoferował ze wstydem i mocniej chwycił naczynie.
Skinęła głową i uśmiechnęła się.
Kryspin poczuł, jak powoli wypełnia go nowe, nieznane dotąd uczucie.
"To chyba miłość" - pomyślał.
Jeszcze tego samego dnia poprosił pannę o rękę. A kiedy się zgodziła, postanowił zabrać ją do zamku i wyznać Królowi prawdę. Tak się bowiem złożyło, że władza całkowicie przestała go pociągać.
- Ojcze - zaczął z przyzwyczajenia, stając przed obliczem Króla - chciałbym przedstawić ci moją narzeczoną.
Król spojrzał na wybrankę syna i rozpoznał w niej swoją córkę.
- Synu... - zaczął, czując, że natychmiast musi wymyślić usprawiedliwienie dla swojego koniecznego sprzeciwu, ale Kryspin, który spodziewał się błogosławieństwa, przerwał mu:
- Wybacz, panie, ale nie jestem synem żadnej z twoich żon. A jednak uważam cię za ojca i pokornie przepraszając za kłamstwo, pragnę prosić o twoje błogosławieństwo.
Król nie mógł zebrać myśli, a wiedząc, że wkrótce i on będzie musiał wyznać prawdę o swojej pierwszej żonie, odparł tylko:
- Sprowadź na zamek matkę swojej narzeczonej, synu.
Jemu też ciężko było pogodzić się z myślą, że powinien przestać uważać się za ojca tego młodzieńca.
Kryspin przyprowadził do Króla swoją matkę, matkę ukochanej i jej pozostałe dwie córki.
Przed władcą ponownie zebrały się wszystkie dzieci, sądząc, że chce ogłosić swojego następcę.
Kiedy Król ujrzał swoją pierwszą żonę wkraczającą do jego zamku w prostej, wieśniaczej sukni, wezbrało w nim ogromne wzruszenie i pożałował tego, co zrobił przed wieloma laty.
- Córko - powiedział, patrząc na najstarszą królewnę - zgodnie z obietnicą tobie oddaję tron, gdyż to twoją matkę naprawdę kocham.
Jego słowa wywołały ogromny zamęt, ale on ignorując wszystko padł na kolana przed swoją pierwszą żoną i błagał ją, by mu wybaczyła i wróciła do niego.
I tak oto Kryspin poślubił ukochaną królewnę i razem z nią rządził królestwem, a Król opuścił zamek ze swoją żoną, którą naprawdę kochał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz